Podróże

2015 Sycylia Zachodnia




27.09 - 04.10.2015 Zachodnia Sycylia.

Sycylia na przełomie września i pażdziernika to bardzo dobry wybór . Ciepło i poza sezonem :)
Idealnie na zwiedzanie ale i na wykąpanie się w morzu. A jest co zwiedzać !
Tym razem wybrałam się na wyprawę ze swoją przyjaciółką Dorotką. Tak dla odmiany :)
Bilety lotnicze linii Ryanair kupiłyśmy juz w lutym po 315zł. Później już tylko drożały. Widać, że to już popularny kierunek.
-----------------------------------------------------------------------------------------------

27.09.2015 Wylot do Trapani.


Wylatujemy z Modlina, ale późno wieczorem, więc w Trapani jesteśmy w środku nocy. Bierzemy taksówkę i po 20 minutach jesteśmy pod naszym  mieszkankiem, a dochodzi 12-ta w nocy. Pokój z łazienką w dużym apartamencie został zarezerwowany na Airbnb. Był duzo atrakcyjnieszy cenowo od hoteli, ale takie mieszkanka też wolimy. Czujemy się swobodniej i mamy kuchnię do dyspozycji. Gospodarz czekał na nas pod domem, szybciutko wprowadził do mieszkania, wszystko wyjaśnił i podał parę cennych wskazówek dla początkujących turystów. Bardzo słabo mówił po angielsku... ale jak się okaże później, całkiem dobrze, jak na Sycylijczyka... Rozpakowujemy się i idziemy spać, bo jutro zaczynamy wycieczki. ------------------------------------------------------------------------------------

28.09.2015 Trapani

Rano okazuje się, że mieszkanko jest bardzo dobrze położone. Cichutkie, chociaż niedaleko głównej ulicy , blisko plaży i 20 m od cudownej piekarni ! Świeżutkie pieczywko z rana, to jest to !
Dzisiaj jednak, jak to pierwszego dnia, skorzystamy ze śniadanka w mieście. Wyruszamy na miasto. Mamy w planie starą częśc miasta Trapani oraz kamienne miasto: Erice.

Pogoda świetna, wycieczkowa, więc nie przeszkadza w wędrówce.
Po drodze,  w napotkanym punkcie informacyjnym kupujemy Trapani Welcome Card za 12 EURO, która upoważnia  do darmowych  przejazdów autobusami w ciągu 3ch dni , na wjazd kolejką na górę, gdzie znajduje się Erice i wiele innych drobnych zniżek:
50% zniżki na bilet wstępu do muzeum soli Salina Calcara
20% zniżki na bilet wstępu do zamku Castello Di Venere Erice
10% zniżki na minikursy kuchni sycylijskiej z degustacją (w każdą środę i piątek)
i inne.
Prawdę mówiąc skorzystałyśmy tylko z przejazdów autobusowych i kolejki na Erice...
Po parunastu minutach i przystankach w piekarni i cukierni, hmm, dochodzimy do starego miasta.  Piekne, ale tego się można było spodziewać. Urokliwe, stare uliczki, mnóstwo restauracji serwujących lokalną kuchnię, wiele  ciekawych sklepików z różnościami, bary i kawiarnie. Najwięcej jednak jest kościołów.

Najważniejszy zabytek miasta to: Basilica Santuario di Maria Santissima Annunziata. Kościół znajduje się we wschodniej części miasta przy Via Conte Agostiono Pepoli. Jego budowa została rozpoczęta w 1315 r. i trwała kilkanaście lat. W 1760 r. świątynia została częściowo przebudowana. Na ołtarzu znajduje się marmurowy posąg  Madonny z Trapani, pochodzący z XVI w. i pomnik-relikwiarz Św Alberta uzdrowiciela z Trapani. Wchodzimy i oglądamy z rodziawionymi buziami.




Ciekawa jest katedra San Lorenzo czyli Katedra św. Wawrzyńca - znajdująca się przy Corso Vittorio Emanuele. Została ona wzniesiona w XVII wieku. Na szczególną uwagę zasługuje zbudowana w XVIII w  fasada katedry i pięknie zdobiony sufit.


W 1844 kościół św. Wawrzyńca stał się katedrą diecezji Trapani.W 1990 katedrę otoczono nowym ogrodzeniem z brązu i żelaza, które zastąpiło starsze, drewniane. Jest bardzo ciekawe, kute postaci przyciągają uwagę.

Po tych odwiedzinach czas na pyszną kawkę w pobliskiej kawiarni.

Poniewaz zbliża się południe, postanawiamy podjechać do kolejki na Erice i spróbować wjechać na górę. Pogoda dzisiaj ma być dobra, więc warto sprawdzić.
Podpytujemy o autobus i wsiadamy do jednego z dwóch dojeżdzających do kolejki - nr 21. Trafiamy na ten z dłuższą trasą, ale dzięki temu oglądamy piękne plaże, co się później przyda. Drugi autobus ma nr 23.
Erice czeka. Nie ma najmniejszego problemu żeby wjechać , więc co ? Jedziemy. Widoki super, całe Trapani jak na talerzu, cudne kolory morza, saliny.
Wzgórze Monte San Giuliano, 751m ponad Trapani, gdzie znajduje się Erice, kiedyś poświęcone było bogini Afrodycie. Erice to dawny Eryks, założony przez bółboga, syna Wenus i Butasa o tym właśnie imieniu. Eryks podobno zasłynął tym, ze trzykrotnie rzucał wyzwania Heraklesowi i każde kończyło się porażką. Rzymianie uważali, że założył je Eneeasz, a budowniczym murów miejskich i świątyni był podobno Dedal. Fenicjanie wybudowali tu na skarpie świątynię w hołdzie Astrate (Afrodyty dla Greków, Wenus z Erice dla Rzymian), czyli patronce żeglujących po morzu Śródziemnym. W czasie panowania Rzymian Erice przyciągało licznych przybyszów ze względu na znajdujące się tutaj sanktuarium Wenus Erycyńskiej. Kiedy przybyli tu Normanowie, zburzyli oni antyczne świątynie i wybudowali tu kamienne miasteczko, które stoi do dzisiaj. Miasta broniły mury miejskie, pochodzące z różnych okresów. Do dziś zachowały się niewielkie fragmenty murów z VI wieku p.n.e. Jednak większość murów została przebudowana przez Rzymian i Normanów. Wewnątrz tzw. "Castello dello Balio" czyli zamku Wenus, normańskiej konstrukcji datowanej na XII-XIII wiek, znaleziono ruiny świątyni Wenus Erycyńskiej.
Ze szczytu urwiska, na którym znajduje się zamek, rozciąga się panorama miasta Trapani, a w tle widoczne sa wyspy Egady. Na ruinach antycznego akropolu stoi zamek Pepoli, otoczony ogrodem.
Dzisiaj to turystyczne miasteczko z potężnymi murami obronnymi, wyślizganym brukiem kamiennych uliczek, placykami, podwórkami, kamiennymi domami i licznymi kościołami.

Przekraczamy  XII-wieczną Bramę Trapani i wkraczamy w średniowieczny świat.
Uliczki cudowne, wszedzie pełno sklepików z rękodziełem, te najbarwniejsze  to sklepy z malowaną ceramiką. Małe i duże cudeńka. Nie można oderwać wzroku. Mnóstwo sklepów ze słodkosciami (tutejsze słodycze są mega słodkie) i miejscowymi specjałami: tuńczyk w różnych wydaniach, pistacje na 100 sposobów, lokalne wino, papryczki, oliwki,...



Wszystko tutaj warto albo spróbować albo sfotografować...

Wstępujemy na tutejsze słodkosci do słynnej cukierni Marii Gramattico i zajadamy się genovesi (i nie tylko). Są najlepsze, drugich takich już nie znajdujemy (a będziemy próbować w różnych miastach). Próbujemy także słynnego wzmacnianego wina Marsala.





Jest cudowna pogoda i wspaniały klimat. Dziwne, bo podobno przeważnie jest pochmurno i zimniej niz w Trapani na dole. Ale nie dzisiaj. Pogoda jak marzenie !

Nasz pierwszy sycylijski obiad jemy w Erice. Cudowny makaron z sosem pomidorowym - z tutejszych pomidorów. Popijamy winem Marsala... Mniam . Aż się nie chce wracać .
Zeszłyśmy całe miasteczko, weszłyśmy do kilku kosciołów, obeszłyśmy starożytne mury i obejrzałyśmy zamek. Uff ! Przepiękna wycieczka. Warto było !

Wieczorny wypad na stare miasto i  świetne drink i+ świeżutkie mega duże bruschetty w nagrodę.

I to tyle . Pierwszy dzień był super udany. Oby tak dalej !
---------------------------------------------------

29.09.2015 Segesta i saliny

Dzisiaj wycieczka do starożytnej Segesty, oddalonej od Trapani o 30 km. Zaplanowana wczoraj, bileciki zakupione u pana z kafejki, pod którą zatrzymują się autobusy (bilet w 2 strony 6,80 E). Takich małych przystanków w mieście jest kilka , ale prawie wszystkie autobusy startują z przystanku przy dworcu kolejowym, który jest trochę dalej i raczej z rana nie chce nam się tam lecieć. Grzecznie czekamy, już 15 min przed czasem na przystanku. Autobus linii Tarantola powinien być 8:05. Czekamy i czekamy , czekamy i czekamy. O 8:20 straciłyśmy cierpliwość i zaczęłyśmy iść w stronę przystanku startowego. Ale na horyzoncie pojawia się jakiś autobus, więc biegiem z powrotem, bo może to nasz ???  Uff, jest. To nasz. Pierwsza nauka : tutaj nikomu się nie spieszy, więc trzeba czekac cierpliwie.

Starożytne miasto Segesta zostało założone przez lud Elymów. Niezależne politycznie, walczyło z miastami greckimi. W 307 p.n.e. zostało spustoszone przez Agatoklesa, a w 241 p.n.e.zdobyte przez Rzymian.
Ze starożytnych zabytków Segesty do czasów współczesnych zachowały się: nieukończona wielka świątynia oraz teatr.
mapa z PlanetWare.com
Świątynia pieknie się prezentuje wśród gór. Pochodzi z około 430 p.n.e.  Była budowana na planie doryckiego peripterosu (6 × 14 kolumn) o wymiarach 23,25 × 57,50 m. Za świątynią znajduje się kręta szutrowa droga, która ma około dwóch kilometrów. Można nią dojść do ruin amfiteatru z V w. p.n.e.
Teatr został  zbudowany około 230r p.n.e. Częściowo wbudowany jest w zbocze, a częściowo podtrzymuje go mur. Z okolic ruin amfiteatru roztacza się widok na dolinę i zatokę Castellammare.

Autobus dowozi nas prawie pod samą bramę wejściową, a przystanek jest na zakręcie drogi.
Tak po prostu.
Przechodzimy przez bramę wejściową i idziemy kupić bilety. Kupujemy także mapkę poglądową i bilety na busika, który jeździ po całym terenie i dowozi turystów aż pod teatr, nie trzeba więc zasuwać na piechotę, bo to trochę daleko. No i robi się upalnie...

Świątynia, do której udajemy się w pierwszej kolejności robi wrażenie. Jest zachowana idealnie. Podobno jest to najlepiej na świecie zachowana grecka świątynia ! Nigdy nie była ukończona, więc wygląda jak wygląda. Jest bez dachu. Ale i bez niego jest piękna.

Po obejrzeniu i ofotografowaniu światyni z każdej strony oraz dodatkowo całkiem niezłych widoków z góry,  idziemy na busika. Ledwo udaje się nam do niego wejść, bo jadą jeszcze  dwie wycieczki. Ale w końcu jedziemy.

Szybko docieramy na górę.  Podziwiamy widoki po drodze, bo światynia jest bardzo dobrze widoczna z trasy. Wysiadamy i idziemy do teatru. Po drodze mijamy ruiny meczetu, koscioła i agory. Teatr grecki jest dobrze zachowany. Pierwotnie miał 29 rzędy siedzeń (dolne 21 przetrwało) podzielonych pionowo na siedem sekcji stopniami dostępu. Pojemność była zatem spora:  około 4000 widzów. Teatr jest wspierany przez ściany zbudowane z wapiennych bloków. Niestety, orkiestra, budynek sceny i wejścia po obu stronach zostały zniszczone.  
W teatrze nadal organizowane są imprezy teatralne i wystawiane są greckie dramaty w miesiącach letnich.
Na terenie Segesty wciąż prowadzone są prace archeologiczne. Ostatnio odkryto, że w XII w. istniał tu muzułmański meczet, a wcześniej normański zamek. Prawdopodobnie od XIII w. nie działo się tutaj już nic istotnego.

Na dół zjezdżamy także busem. Idziemy na dobrą kawkę, bo do autobusu mamy jeszcze około godzinki. Czas szybko leci i niebawem udajemy sie na przystanek na zakręcie. I znowu czekamy i czekamy. Czekamy i czekamy. Nie my jedni. W koncu jest, wsiadamy i jedziemy do Trapani.

A w mieście obiad i postanawiamy jechać do salin. Dopytujemy o autobus, wsiadamy i jedziemy. Ale to nie takie proste, bo przystanków nie widać. Podpytujemy panią w autobusie pokazując palcem w przewodniku, gdzie chcemy wysiąść. Pani krzyczy do kierowcy a ten zatrzymuje się tuż przy salinach :) Super !
Saliny (wł. Salines) czyli plantacje soli, sygnowane są znakiem WWF Włoch. Jest to obszar chroniony, należący do gmin Trapani i Paceco o powierzchni ok. 1000 hektarów i jest podzielony na dwie części, z których 700 ha to strefa A, zawierająca zbiorniki wodne salin, oraz 300 ha strefy B. Zawartość minerałów w basenach: magnezu, potasu, jodyny czy żelaza, sprawia, że baseny mienią się różnorodnymi odcieniami. Czasem wśród solnych wód wyrasta majestatyczny wiatrak, dziś pozostający tylko symbolem minionych czasów. Podobno produkcję soli w regionie rozpoczęli już Fenicjanie 2700 lat temu. Saliny przetrwały i mają się dobrze.
Przetwarzanie soli w zasadzie jest bardzo proste: woda morska jest przekierowywana przez kilka zbiorników o różnej wielkości i głębokości, i pozostawiona do odparowania. Dzięki wiatrowi i ciepłu, na dnie zbiorników gromadzi sie w postaci dużych kryształów chlorku sodu.
Na widok białych kopców można liczyć dopiero pod koniec sezonu, np. we wrześniu, czyli teraz.
Gdy wysiadamy z autobusu, przed naszymi oczami rozciąga sie ciekawy widok, sami spójrzcie:

Widok super, doświadczenie też. Coś innego, dziwnego, nowego.
Ale co teraz ? Jak się dostać z powrotem do miasta ? Pytanie za 100 punktów !

Na małym bilboardzie przy drodze zobaczyłyśmy wskazówkę dojazdu do Muzeum Salin. Szybka decyzja: idziemy. Ale to nie była przemyślana decyzja, o nie.
Idziemy i idziemy. Zakrętu do Nubii ciągle nie widać. Idziemy dalej i po jakiejś niecałej godzince: jest ! Droga do Nubii i wskazówki dojazdu do muzeum. No to idziemy dalej. Sama nie wiem ile szłyśmy, ale kilometrów zrobiłyśmy całkiem sporo. Przeszłyśmy prez jakąś wioskę, ludzi jak na lekarstwo, potem droga poprowadziła nas pomiędzy oliwnymi ogrodami i łąkami. Ale na koniec doszłyśmy ! Z daleka było widać ciekawy kamienny budynek, wiatrak i... saliny. Podchodzimy bliżej ciekawe co tam może być w muzeum. Museo del Sale to mury z kamienia, podłogi z terakoty i stare malowane drzwi, gdzie można podziwiać oryginalne eksponaty w towarzystwie kilku paneli informacyjnych o fazach cyklu pracy, stare ubrania, kosze do transportu soli, drewniane łopatki młynów (ntinni), pętla lub śruba Archimedesa do wyciągania z wody zbiornika o nazwie "fridda", drewniane listwy (tagghia) do pomiaru soli, torby z juty, wagon-beczka, ciężki kamień młyński, który pozwolał na udoskonalenie soli, sieci i pułapki, bo w basenach hodowano ryby takie jak leszcz i okoń morski. Narzędzia pracy teraz są w zapomnieniu, a niektóre stanowią relikt archeologii przemysłowej. 
Pooglądałyśmy raczej po łebkach, a potem poszłyśmy na saliny. 
Generalnie, nie za ciekawie. Bardziej nas interesowało jak się stąd wydostać . Wszyscy zwiedzający byli samochodami... Żadem autobus tutaj nie podjeżdża, bo jest... po sezonie...
Pani w muzeum zaproponowała taksówkę (bardzo dobry angielski, brawo !) . Od biedy weźmiemy, daleko nie jest. Ale wpadłyśmy na lepszy pomysł. Może się z kimś zabierzemy ? Przyuważyłyśmy , że jeden z kierowców rozmawia przez telefon w znajomym języku: słowackim albo czeskim. Zagadnęłyśmy zatem żonę, czy nie mogłybysmy sie zabrać do Trapani razem z nimi. I tak się tez stało. Trafiłyśmy na bardzo miłych podróżników ze Słowacji, którzy znają Polskę bardzo dobrze, szczególnie Poznań, bo mają tam rodzinę. Pozdrawiamy serdecznie, jeśli trafili na tę stronę.
Zatem w bardzo miłym towarzystwie zostałyśmy podwiezione, aż do portu w Trapani.

Zwiedziłyśmy dzisiaj bardzo dużo. Łyknęłyśmy trochę historii i trochę przyrody. Wycieczka poranna pozwoliła nam zobaczyc bardzo starą Sycylię , bo sprzed 2,5 tysiaca lat. A popołudniowa pozwoliła odkryć harmonię , która łączy tutaj ziemię i morze. Cudowny dzień, męczący ale wartościowy .
W nagrodę poszłyśmy na drinka , a Dorotka dostała swojego w szklaneczce "Wyborowa" :)
-------------------------------------------------------------------------

30.09.2015 Wyspy Egadzkie

Dzisiaj wycieczka na wyspy. Startujemy z portu.  Wpływają do niego zarówno wielkie liniowe promy, jak i statki pływające regularnie do pobliskich wysp egadzkich. Dalej na wysuniętym cyplu w okolicach portu są budynki w klimatycznym centro storico, które w większości pochodzą ze średniowiecza, a w części z baroku. Nasz punkt startowy jest nieco z boku, po zachodniej stronie wyspy.
Egady, Wyspy Egadzkie  położone są na zachód od północno-zachodniego wybrzeża na wysokości  Trapani. Głównym zatrudnieniem mieszkańców wysp jest rybołówstwo, a przede wszystkim połów tuńczyków oraz obsługa ruchu turystycznego.
Wyspy są morskim rezerwatem przyrody i oddalone są od Trapani tylko o ok. 20km .


Płyniemy tam razem z innymi turystami promem. Bilety kupiłyśmy poprzedniego dnia w mieście i są to już ostatnie rejsy, na koniec sezonu.

Dobrze, że wzięłyśmy kurtki od deszcu, bo nagle się zachmurzyło i zaczął padać deszcz. Płynęlismy ok 30 minut a pani czytała przez megafon informacje o wyspach. Także po angielsku. Zanim dopłynęlismy do pierwszej wyspy deszcz ustał i wyszło piękne słońce.
Pierwsza wyspa to  Favignana. Wysiadamy z promu i oczom naszym ukazuje się piękny widok na nabrzeże portowe z całym mnóstwem biało-niebieskich łodzi rybackich . Cudnie.
 
Favignana jest długa (10 km) i płaska, tylko w zachodnia jej część jest górzysta, a na szczycie góry Monte Caterina (324 m npm) znajduje się twierdza, widać ją z nabrzeża.
Idziemy na piechotkę do małego centrum. Aczkolwiek, można wypożyczyć rower i odbyć wycieczkę rowerową. Sporo osób tak robi. Jest słonecznie i przyjemnie.
Głównym zajęciem mieszkańców wyspy, prócz obsługi ruchu turystycznego, jest tradycyjny połów tuńczyków. Widac to w tutejszych sklepikach, wszędzie różnorodne przetwory z tuńczyka. A to z papryką, a to z karczochem albo z cebulą w małych słoiczkach. Albo tuńczyk zamarynowany w różnościach albo jeszcze w innej postaci. Mnóstwo tego. Kupiłyśmy takie małe wymysły do domu, spróbujemy.
Dochodzimy to malutkiego centrum. Wszędzie restauracje, kawiarnie, bary i sklepiki z pamiątkami i katedra. Masa hoteli i ośrodków turystycznych.
Spędzamy czas leniwie. Pijemy kawkę w kawiarence, ogladamy widoki i szukamy oryginalnych pamiątek.
Na koniec opływamy wyspę w koło. Widać teraz jaka jest naprawdę. Królują tu wapienne skały, a od południa widać piaszczyste zatoki doskonałe do plażowania. Niespodzianie nasz prom się zatrzymuje przy małej zatoczce. Woda jest turkusowa. Przerwa na pływanie ! Paru śmiałków wskakuje do wody i widać, że z przyjemnoscią zażywają morskiej kąpieli.

A teraz druga wyspa:  Levanzo.

Levanzo to najmniejsza z Egad, jest to właściwie masyw górski wyrastający z morza. Wybrzeża są urwiste, wysokie, w wielu miejscach trudno dostępne.
Levanzo zamieszkuje 200 mieszkańców. Na wyspie jest tylko jedna miejscowość w zatoce Cala Dogana. Domy są wszystkie jasne i zadbane, a droga prowadzi dookoła wyspy.
Nie mamy tutaj zbyt dużo czasu, idziemy na lody, ale kupujemy magnesy na lodówkę i na spacer wdłuż wybrzeża. Próbujemy jeszcze znaleźć jakąś szybką wycieczkę albo chociaż transport do groty: Grotta del Genovese, gdzie odkryto kilka paleolitycznych rytych wyobrażeń ludzi i zwierząt. Niestety, nic nie znajdujemy i idziemy tylko kawałek piechotką. Po drodze dołącza do nas bardzo miła dziewczyna, Amerykanka, która studiuje w Wenecji. Na pogaduszkach czas szybko mija i trzeba wracać. Na promie okazuje się, że Amerykanka płynie z nami :)

Zapomniałam wspomnieć o super lunchu na promie. Była przystawka: 2 bruschetty, potem makaron z pomidorami jako danie główne i owoce na deser. Bardzo smaczne :)

Leniwie wracamy do Trapani.
Oczywiście dzisiaj też nie omijamy starego miasta i odkrywamy parę ciekawych miejsc, na przykład Chiesa del Purgatorio - jeden z najbardziej znanych kościółów w Trapani. Trafiamy do niego całkiem przypadkowo. Wewnątrz odkrywamy i  podziwiamy drewniane rzeźby przedstawiające Mękę Pańską. Raz w roku, w Wielki Piątek, ulicami Trapani przechodzi 24-godzinna procesja. Jest to jedyny dzień, w którym drewniane rzeźby wyprowadzane są z kościoła.
 I tak mija następny dzień pełen wrażeń .
--------------------------------------------------------------------------------------------

1.10.2015  Mazara del Vallo i Marsala.


Dzisiaj też będzie ciekawie, ha ! Po śniadanku idziemy na dworzec kolejowy i jedziemy do Mazara del Vallo, cudownego miasteczka na południu. Taki jest plan przedpołudniowy. Po południu troszkę wrócimy, też pociągiem, do Marsali, która jest prawie w połowie drogi do Trapani.
Póki co wsiadamy do pociągu (przyjechał :) ) i oglądamy widoczki.
Miasto Mazara del Vallo, podobno najpiękniejsza miejscowość w regionie,  jest połączeniem sycylijskiego baroku i arabskich wpływów. Przecież przez 250 lat arabskiej dominacji miasto rozkwitało. Było wtedy będąc stolicą największego z trzech regionów, na jakie podzielono wyspę. Również w czasach późniejszych Mazara pełniła istotną rolę w tej części Sycylii, dopiero w XIX wieku utraciła swe znaczenie na rzecz Trapani. Dzisiaj kościoły chrześcijańskie wznoszą się na miejscu dawnych meczetów, ale sporo elementów arabskich w mieście pozostało. Generalnie panuje tutaj raczej orientalna atmosfera.

Wychodzimy z dworca, starając się zapamiętać otoczenie i wchodzimy w uliczki.  Kierujemy się w stronę portu i dzielnicy Kasbah. Jest to stara część miasta z białymi domami i ciekawymi wschodnimi elementami. Dzielnica ze swoimi ciasnymi uliczkami i kafelkami na murach bardzo przypomina arabskie miasto.
Po drodze jednak spore wyzwania, bardzo ciekawe kościoły :) Katedra z XI w., przebudowana w stylu barokowym w XVII w., Kościół Sant'Egidio, Kościół San Francesco - cudowny biało-złoty, Klasztor San Michele i parę innych, jeden prawie całkiem zniszczony i bez dachu ale bardzo ciekawy. Wchodzimy do biura informacji turystycznej i dostajemy mapkę centrum i dużo użytecznych wskazówek. Przy okazji robimy zakupy: rybki z ceramiki. Piękne.
W  tej samej uliczce mamy nie lada atrakcję: Teatr Garibaldiego zbudowany w 1849. Pierwotnie był  Teatrem Ludowem. 5 marca 1862 r został poświęcony Giuseppe Garibaldi'emu. Wchodzimy bez żadnego problemu i podziwiamy stary drewniany teatr, z duszą.
Póżniej bardzo miłe panie powadzą nas do kościoła obok teatru , gdzie sufit wykonany jest  z desek z łodzi rybackich.


Następnie trafiamy na Piazza della Repubblica. Super ! Przepięknie ! Nad placem lśni kopuła katedry obok fasada Pałacu Biskupów , budynek Seminario, ratusz i Palazzo Vescoville. Bardzo tu przyjemnie i całkiem sporo turystów.

Idziemy do Museo del Sátiro. Tutaj podziwiamy wykonaną z brązu figurę tańczącego satyra. Tułów został wyłowiony z piaszczystego dna morza na głębokości 500 m przy południowo-zachodnim wybrzeżu Sycylii, w nocy 4 marca 1998 roku. Znalazł się  w sieci  łodzi rybackiej "Satyr", stąd też nazwa rzeźby.​ Prawdopodobnie pochodzi ona z 2 lub 3 w p.n.e. Przez pięć lat rzeźba była restaurowana w Rzymie a nastepnie wróciła do Maza del Vallo. Jest pięknie wyeksponowana i jest najlepszym eksponatem w muzeum.
W muzeum jest sala kinowa i można obejrzyć film o tym jak znaleziono rzeźbę i jak ją restaurowano.
Błąkamy się jeszcze po uliczkach starej częsci miasta i podziwiamy ceramiczne płytki na ścianach budynków, niektóre bardzo stare, orientalne a inne zupełnie współczesne.
Bardzo ciekawymi elementami miasta są ogromne malowane wazony i bardzo kolorowe ławeczki zdobione przez tutejszych artystów. Są porozrzucane po całym starym mieście i są bardzo oryginalne.

Mazara del Vallo jest ciekawym miasteczkiem, aczkolwiek nieco zaniedbanym. Wiele budynków wymaga remontu. Historia, architektura, duch miasta i ciekawe orientalne elementy całkowicie jednak wynagradzają te czasem niefajne widoki.
Ale pora jechać dalej. Przed 13-tą udajemy się na dworzec i oczekujemy pociągu do Marsali. Oprócz nas na peronie jest całkiem sporo osób. Na przykład wycieczka emerytów ze Szkocji. Podziwiamy, bo niektóre osoby są naprawdę wiekowe. Czekamy na pociag, który ... nie przyjeżdża. Zaprzyjaźniamy się tymczasem z parą ze Szkocji i juz razem z nimi zaczynamy się denerwować.
Pani w kasie ani słowa po angielsku. W końcu poprzez pośrednika, jakiegoś Włocha całkiem elegancko ubranego dowiadujemy się (mega łamana angielszczyzna), że nasz pociag nie przyjedzie, ale za godzinę będzie następny !
To takie sycylijskie ... I po co się denerować ? Będzie następny pociag, to wsiądziesz i pojedziesz :)

O 14-ej wsiadamy i jedziemy do Marsali. Po ok 20-tu minutach wysiadamy, ale niestety pogoda nieco się zmieniła i musimy wyciagnąć kurteczki od deszczu. Na szczęście jest ciepło. W deszczu biegniemy prosto to kantyny Florio. Nie jest daleko, ale pogoda nam nie sprzyja. Dobiegamy i... zaczyna wychodzić słońce :) Pan na portierni pyta, czy mamy rezerwację na degustację, hmm, jakoś o tym nie pomyślałyśmy. I co teraz ? Pouśmiechałyśy się ładnie i grzecznie zapytałyśmy, czy może są jakies wolne miejsca i dałoby się nas dopisać ? I się udało ! Jesteśmy pół godziny przed czasem , więc czekamy w "poczekalni". Napływają inni goście i wszyscy grzecznie czekają na rozpoczęcie degustacji  o godzinie 16-ej. Winnica Florio jest bardzo atrakcyjna turystycznie.  Jest to prawdziwa posiadłość z winnicą, ogrodami, pięknymi budynkami mieszkalnymi, rzeźbami i bardzo ciekawym sklepem.
Przed 16-tą przychodzi pani z listą obecności. Uiszczamy opłatę - 10Euro i idziemy. Pani przewodnik bardzo ładnym angielskim opowiada o historii winnicy i wina Marsala. Oprowadza nas po winnicy, która robi na wszystkich ogromne wrażenie.
Trochę wiedzy od pani przewodnik.
Wino Marsala uzyskało swoją nazwę w XVIII w, kiedy na wyspę przybyli angielscy kupcy. John Woodhouse, jeden z nich, skosztował wina i stwierdził,  że będzie sie ono cieszyło powodzeniem w Anglii. Nie pomylił się. I od tej pory wino płynie do Anglii pod nazwą Marsala.
Zjawiskiem zainteresował się tutejszy farmaceuta, Vincenzo Florio. Miesiącami walczył z sycylijską biurokracją, ale w końcu udało się. W 1833 r uruchomił kantynę i rozpoczał produkcję wina.
Do dzisiaj Florio jest jednym z 2ch największych producentów wina Marsala na wyspie. Nie zniszczyła go ani zawierucha wojenna ani prohibicja w USA, aczkolwiek straty były ogromne.

Wino Marsala jest winem wzmocnionym alkoholem, które otrzymujemy ze szczepów winogron Grillo, Catarratto lub Inzolia. W trakcie fermentacji przeprowadza się dekantację czyli przelewa się wino by spowodować jego lepsze napowietrzenie; na koniec fermentacji jest dodawany etanol (alkohol etylowy)  pochodzenia winnego i / lub destylat winny, w celu zwiększenia zawartości alkoholu, a następnie przechodzimy do starzenia. Poziom alkoholu podnosi się do 15%-20%.
Podział wina w zależności od tego jak długo leżakuje w beczkach:
  1. Fine starzona do roku - najbardziej popularne -17%
  2. Superiore starzona co najmniej dwa lata - 18%
  3. Superiore Riserva starzona co najmniej cztery lata - 18%
  4. Vergine e/o Soleras starzona co najmniej pięć lat 18%
  5. Vergine e/o Soleras Stravecchio i Vergine e/o Soleras Riserva starzone co najmniej dziesięć- 18 %
Słodka marsala (dolce) zawiera przynajmniej 100 gram cukru resztkowego na litr. Marsala do 40 g cukru na litr jest określana jako secco (wytrawna). Półwytrawne marsale mieszczą się w przedziale 40-100 g/l. Pod względem koloru wyróżnia się wersje oro (złota), ambra (bursztynowa) i rubino (rubinowa), zależne od wykorzystanych szczepów i dodawanego koncentratu.

Winnica jest przepiękna, opowieści bardzo ciekawe.
Na koniec: degustacja. Słuchamy o gatunkach win i próbujemy zgodnie ze wskazówkami.

Świetne przeżycie . Dużo wrażeń, polecamy bardzo. Po degustacji idziemy do sklepu.
Wooow, czego tu nie ma. Jak w bajce o winach :)

Teraz trzeba pooglądać miasto. Czasu mało, więc decydujemy sie na park archeologiczny Lilibeum. Miejsce to znajduje się dosyć daleko od Flori, w zachodniej części miasta. W parku niewiele ciekawych rzeczy, ale m.in. dobrze zachowane mozaiki z dawnych rzymskich łaźni. Zajrzałyśmy do muzeum archeologicznego, gdzie jednym z największych eksponatów jest fenicki okręt odnaleziony w 1969 roku. I tyle.
Wracamy. Ale przez centrum miasta z szybkością błyskawicy, bo zrobiło się dosyć późno. Przebiegłyśmy przez Bramę Garibaldiego, bardzo ciekawą, bogato zdobioną, z wielkim orłem. Z daleka mignęła nam Katedra Matki Boskiej zbudowana w stylu barokowym z aniołkami na szczycie. Szkoda, ze zabrakło nam czasu na dokładniejsze obejrzenie centrum, bo uliczki były przemiłe.
Szybko na dworzec i do Trapani. Pociag przyjechał na czas.
----------------------------------------------------------------------------------------

2.10.2015 Palermo

Dzisiaj szybkie śniadanko i biegniemy na autobus do Palermo. Zaplanowałyśmy wycieczkę na cały dzień. W przewodniku piszą, że to za mało na tak piękne miasto, ale co poradzić ?
Bileciki kupione u zaprzyjaźnionego pana w kafejce za 15,10 E w dwie strony. Wsiadamy raniutko na naszym przystanku do autobusu linii SEGESTA i po 2ch godzinach jesteśmy na dworcu w Palermo. Najpierw sprawdzamy powrotne autobusy i decydujemy wyjechać stąd o 19-ej. Wychodzimy z terenu dworca, mijamy duży ładny dworcowy budynek i idziemy w stronę głównych ulic stolicy: Corso Vittorio Emanuele oraz via Maqueda. Od razu witają nas cudowne kamienice, nastrojowe restauracje, zacienione ale urokliwe ulice. Prawie od razu trafiamy na malutki punkt informacyjny. Dostajemy mapkę, pan zaznacza nam główne atrakcje miasta i przekazuje nam furę informacji. Tak zaopatrzone rozpoczynamy zwiedzanie.

Najpierw zaglądamy na Piazza Bellini, gdzie znajdują się tutejsze architektoniczne perełki, czyli dwa kościoły: La Martorana (pochodzący z XII wieku) i San Cataldo. Wchodzimy do malutkiego kościółka San Cataldo, to ten z trzema arabskimi czerwonymi kopułkami i zamieramy z wrażenia. Surowy i prosty w środku ma mega moc. Aż przestaje się oddychać. Drugi jest całkiem inny, bogaty, orientalny, kolorowy i bardzo stary , bo zbudowany został w 1143 r. Jest w nim sporo ikon, mozaiki i cudowny sufit w gwiazdy. Wejście jest przez dzwonnicę. Zupełnie inne wrażenia. Obydwa różne , ale bardzo piękne.
Obok mamy Piazza Pretoria. To stosunkowo mały plac, uważany jednak za jeden z najważniejszych i najpiękniejszych placów Palermo. I chyba to prawda. Nam się podoba bardzo.
Prawie w całości jest zajęty przez zespół fontann i basenów zwanych Fontanna Pretoria w stylu toskańskiego renesansu, otoczony balustradą z kutego żelaza, z licznymi rzeźbami postaci mitologicznych oraz alegoriami czterech rzek Palermo (Gabriele, Maredolce, Papireto i Oreto). Tu się robi duuużo zdjęć. Do kościoła Santa Caterina nie udaje nam się wejść, jest zamkniety. Może później.

Wracamy na główną ulicę i mamy na skrzyżowaniu coś ciekawego: Quatro Canti – plac zbudowany w stylu barokowym w latach 1618–1620, gdzie znajdują się cztery kamienice z interesujacymi fasadami, zdobionymi rzeźbami przedstawiającymi pory roku, czterech królów i cztery dziewice.
Bardzo oryginalne.



Idziemy dalej Corso Vittorio Emanuel.Chcemy dojśc do Pałacu Normanów. Ale najpierw skręcamy na typowy sycylijski bazar. Czego tu nie ma ! Ryby, owoce, warzywa i inne różności.

Stragany rozstawione są wzdłuż labiryntu wąskich uliczek.  Na bazarze można nie tylko zrobić zakupy, ale także spróbować niedrogo tradycyjnych sycylijskich potraw, które trudno znaleźć w restauracjach: podroby z rożna czy gotowaną śledzionę. Podobno. My nie widziałyśmy ale i tak byśmy nie spróbowały. W takich miejscach czuć prawdziwą Sycylię.Tak się zakręciłyśmy w tych uliczkach, że nie mogłyśmy z nich wyjść. Ale jak juz się wydostałyśmy, to prosto na Pałac Normanów.

Pałac Normanów, leży między dwoma dużymi placami: Piazza Indipendenza i Piazza della Vittoria. W miejscu, gdzie dziś stoi pałac,  w XI wieku, zbudowali swój zamek Arabowie, na fundamentach budowli rzymskiej. Nazwa al-Kasar (zamek) oznaczała wtedy całą dzielnicę, a ulicę prowadzącą od zamku do portu (dziś Corso Vittorio Emanuele) nazywano Cassaro. Zdobywcy powiększyli i przebudowali zamek, nakładając własny styl architektoniczny na wcześniejszy, arabski. Był królewską siedzibą Rogera II, później jednak, już za Hohenstaufów, a jeszcze bardziej pod panowaniem hiszpańskim, stracił na znaczeniu. Dzisiejszy kształt pałacu jest wynikiem kolejnych przebudów, dokonanych w XVI i XVII wieku. Pałac jest dziś siedzibą parlamentu sycylijskiego (Assemblea Regionale Siciliana). Jest dużo i dostojny. Popodziwiamy przez chwilę i kierujemy się w stronę katedry.
Ale, ale bez zakupów nie mogło sie obejść. Trafiamy do malutkiego sklepiku ze srebrem. Mnóstwo tutaj cudownych rzeczy. Zakochałyśmy się w sycylijskich wyrobach od razu. I... zrobiłyśmy małe zakupki.  Od razu nam lepiej. I zmęczenie gdzieś uciekło :)
Piazza Carhedrale - to plac, przy którym wznosi się palermitańska Katedra Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej (Cattedrale Metropolitana della Santa Vergine Maria Assunta).
Jest to miejsce, gdzie niegdyś znajdowała się wczesnochrześcijańska bazylika, którą Arabowie przekształcili w meczet. Świątynia powstała w latach 1179-1185, pierwotnie w stylu normańskim, później jednak była wielokrotnie przebudowywana, w wyniku czego jest dziś budowlą, w której mieszają się elementy  różnych stylów architektonicznych.

Katedra jest ogromna. Podziwiamy z zewnątrz i wchodzimy do środka....
Katedra została zbudowana na planie krzyża. We wnętrzu mamy nawę główną i dwie boczne. W kaplicach pochowano niektórych królów Sycylii, między innymi Henryka VI, jego syna Fryderyka II i Piotra II Sycylijskiego. Podziwiamy ogrom i piekno katedry a szczególnie posągi świetych wzdłuż nawy głównej. Jest jeszcze bardzo ciekawa marmurowa figura Madonny z Dzieciątkiem z XV wieku i obraz Madonna della Scalla Giaginiego. W jednej z naw poświęconej Św. Rozalii patronki Palermo poznajemy jej historię. Rozalia była córką księcia Sinibalda. Kiedy próbowano wydać ją za mąż, uciekła do groty na pobliskiej górze i zaczęła życie pustelnicy. Na ścianie groty wyryła napis: „Ja, Rozalia, córka Sinibalda, postanowiłam żyć w tej grocie dla miłości mego Pana, Jezusa Chrystusa”. Po jakimś czasie przeniosła się w okolice Monte Pellegrino niedaleko Palermo. Legenda głosi, że w 1624 roku, podczas zarazy nękającej Palermo i okolicę Święta Rozalia ukazała się pewnej kobiecie i powiedziała, gdzie należy szukać jej relikwii. Kazała przenieść je do Palermo i przejść z nimi w procesji przez miasto. W  grocie znaleziono kości kobiety. Po wykonaniu polecenia Rozalii zaraza się zakończyła. Od tego momentu rozpoczął się kult Rozalii.

Wszystko w katedrze robi niesamowite wrażenie.
Kupujemy bileciki i wchodzimy do kaplicy z grobowcami królów a następnie do starych podziemi.
Na dole znajduje się krypta z grobowcami z czasów rzymskich, bizantyjskich i normańskich. Czujemy się, jakbyśmy się cofnęly  o kilka wieków.  


Mamy jeszcze wejście do skarbca katedralnego zawierającego kielichy, szaty liturgiczne, monstrancje, Brewiarz z 14th wieku i słynną Koronę Konstancji Sycylijskiej, złoty diadem znaleziony w jej grobie w 1491 roku. 
W katedrze spędzamy dużo czasu, bo jest tego warta. Aż smutno wychodzić.


Teraz trzeba coś zjeść i idziemy dalej. Postanawiamy skręcić w via Maqueda i dojść do teatrów.

Teatro Massimo - to budynek słynącej z akustyki palermitańskiej opery, zaprojektowany przez Giovanniego Battistę Basilego w 1864 roku, a otwarty w 1897 roku.  Położony jest przy końcu Via Maqueda i tu tez trafiamy. Budynek jest jednym z najbardziej charakterystycznych projektów dla rozbudowy Palermo na przełomie XIX i XX wieku. Oglądamy go tylko z zewnątrz i idziemy dalej.


Dochodzimy do Teatru Politeama zwanego teatrem Garibaldiego. Został on wybudowany pod koniec  XIX wieku i otwarty przez Garibaldiego, który wygłosił przemówienie do tłumu. Teatr był wielofunkcyjny i był przeznaczony także dla przedstawień cyrkowych. Charakteryzuje się galopującymi po dachu czterema końmi ciągnącymi brązowy rydwan Apolla. Luksusowy budynek, odnowiony został w 2000 roku i obecnie jest siedzibą Orkiestry Symfonicznej Sycylii.

Wchodzimy i bez żadnych przeszkód przechodzimy do sali teatralnej. Wewnątrz hali, w kształcie podkowy mamy  dwa  poziomy pól teatralnych i podwójną dużą galerię pierwotnie stworzoną dla 5000 widzów. Podziwiamy korynckie kolumny powyżej  sceny i  spiżowe popiersie Giuseppe Garibaldiego umieszczone na środku. Po bokach mamy dwie alegorie tragedii i komedii. Całkiem tu przyjemnie :)

 












Po drodze wstępujemy do kościoła Santa Caterina na Piazza Pretoria, bo jest tym razem otwarty. Kościół św Katarzyny Aleksandryjskiej ma bogaty wystrój wnętrza, tylko jedną nawę i trzy kaplice.







Czujemy głód, więc postanawiamy znależć jakąś miłą restaurację. Nic nam się jakoś nie podoba. Wchodzimy dopiero do uroczej restauracyjki niedaleko dworca. Pochłaniamy dwa sycylijskie dania i ... żegnamy cudowną stolicę Sycylii.



-------------------------------------------------------------------

3.10.2015 Trapani

Dzisiaj dzień plażowy. Mamy malutki plan by wybrać się na najpieknięjszą plaże zachodniej Sycylii, czyli do San Vito. Niestety jest poza sezonem i nie dojedziemy tam juz żadnym autobusem. No chyba, że o bezsensownej porze: 6 rano albo 14-ta. Można by to zrobić wynajętym samochodem, ale wszystkie nasze próby wypożyczenia jakiegokolwiek auta spełzły na niczym. Znalazłyśmy tylko dwie wypożyczalnie w mieście i nie miały one na stanie obecnie żadnych samochodów albo jeden-drogi. Spotkani przy okazji wycieczki na wyspy Polacy wypożyczyli samochód na lotnisku i chyba to jest najlepsze wyjście. Trzeba o nim jednak pomyśleć jeszcze w Polsce. Samochód na Sycyli się przyda, bo można w jeden dzień zobaczyć duzo wiecej.
Ponieważ plan się nieco rozsypał, to postanawiamy pójść na plażę niedaleko naszego mieszkanka.
Plaża jest taka sobie. Poleżałyśmy i... nowy pomysł. Wsiadamy do autobusu i podjeżdżamy trzy przystanki na plażę, którą zauważyłeśmy pierwszego dnia pobytu w Trapani. Tutaj jest bardzo ładnie, piekny piasek, restauracja, nawet można wypożyczyć leżaczki i parasol.
Zatem mamy plażowanie, kąpanie i pływanie w morzu, które jest jeszcze całkiem ciepłe. Na plaży jest trochę osób, ale raczej w ilości nieprzeszkadzającej. Super. Takie lenistwo tygryski lubią najbardziej.

Muszę powiedzieć, że to było bardzo przyjemne.  Morze cieplutkie, małe fale, czyściutka , lekko turkusowa woda.
Ale wszystko ma swój koniec.
Wracamy południową częścia miasta. Mniej tu ciekawie. Jednak jest tu sporo sklepików, gdzie zaopatrujemy się we wspaniałe tutejsze owoce.
Wracamy do mieszkanka odpocząć a potem ostatnie, pożegnalne wieczorne wyjście na stare miasto.



Zanim kolacja, jeszcze obowiazkowy tutejszy hit, czyli:
GRANITA – jest formą rozpuszczonych lodów lub sorbetu. Występuje w różnych smakach: migdałowym, pistacjowym czekoladowym lub kakaowym. My mamy ochotę na pistacje i cytrynę.
Wcinamy ze smakiem.

Inne sycylijskie przysmaki:
BRIOCHE CON GELATO - lody w bułce.

ARANCINO - dziwaczne (dla nas) kulki obecne wszędzie, w wielu odmianach, w środku może być mięsko mielone, mięsko z groszkiem, mozarella z szynką, bakłażan, pomidory albo nawet samo masło. Kulki obtaczane są w ryżu - takim do risotto.
GNOCCHI - kluseczki podobne do naszych kopytek. Zwykle są okrągłe, gotowane w wodzie lub bulionie a następnie podawane z różnymi sosami.
CANNOLO - słodkie ciastko/mega rurka nadziewana kremem z ricotty.

 Wieczorem stare miasto jest bardzo urokliwe.
Nasza ostatnia kolacja suto zakrapiana sycylijskim winem :

Bardzo nam smutno, że nasz pobyt zbliża sie do końca.

--------------------------------------------------------------------------------------

4.10.2015 Pożegnanie.

Dzisiaj już tylko małe pożegnanie i ostatnie zakupy. Na lotnisko Trapani Birgi jedziemy autobusem spod naszej kafejki. Przejazd trwa ok 20 minut.


Sycylia to ziemia mitów i legend.  Ma wspaniałą historię i cudowne  zabytki z czasów antycznych. Jest mozaiką kultur i narodów. Nas urzekła swoimi bogatymi dziejami, cudowną kuchnią i bardzo miłymi ludźmi.
Arrivederci Sicilia !













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz